Rekolekcje – Niedziela Palmowa

Przyprowadzili więc oślę do Jezusa i zarzucili na nie swe płaszcze, a On wsiadł na nie. Wielu zaś słało swe płaszcze na drodze, a inni gałązki zielone ścięte na polach. A ci, którzy Go poprzedzali i którzy szli za Nim, wołali: “Hosanna. Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie. Błogosławione królestwo ojca naszego Dawida, które przychodzi. Hosanna na wysokościach”. 

Rozpoczynamy nasze wielkotygodniowe wędrowanie w głąb czasu i w głąb sumień. Wędrowanie, które jest każdego roku szczególne i wyjątkowe. Tym razem Bóg daje nam znów konkretne i jasne znaki czasu.

WIECZERNIK ROKU 2015

To przypadająca w Wielki Czwartek dziesiąta rocznica śmierci, odejścia do domu Ojca Jana Pawła II. Jeszcze brzmią nam w uszach oklaski na Placu św. Piotra w Rzymie, tuż po ogłoszeniu odejścia Papieża, którymi Włosi nagradzali człowieka, który przeżył pięknie swoje życie. Jeszcze brzmią w naszych uszach o okrzyki z uroczystości pogrzebowych „Santo subito”, a my jesteśmy świadkami ich zaspokojenia poprzez oficjalne orzeczenie Kościoła o beatyfikacji i kanonizacji.

Jest też na horyzoncie inna rocznica śmierci. Tragiczna i bolesna, dla wielu wstydliwa, dla wszystkich porażająca ogromem tragedii. Pytamy po pięciu latach czy słowo „Smoleńsk” ma przez następne dziesiątki lat być takim samym kneblem okrzyku wolności i prawdy, jak kiedyś, nie tak dawno zresztą, było nim słowo „Katyń”.

Pytamy o sens tych śmierci, o to, dlaczego dane nam jest słowo nadziei i słowo pokusy rozpaczy? Dlaczego pomimo tych wydarzeń, tylu emocji i tylu zmian, które dokonały się na naszych oczach – niewiele w nas się zmieniło?

Pytamy o to w sytuacji Kościoła, który za czasów Jana Pawła II, jego ustami głosił prawdę oczywistą i prostą „Przyszłość świata idzie przez rodzinę”. Dziś ludzie Kościoła próbują dołączyć się do manipulatorów czy inżynierów społecznych, którzy zmieniają model małżeństwa, wyznaczają nowy sens płciowości, odbierają podstawowe funkcje rodzicom i rozdają je szczodrą ręką „autorytetom”… Niepokoją zwłaszcza medialne relacje z Synodu o rodzinie i z tego, co Synod otacza, Niepokoją głosy niektórych hierarchów, dla których Kościół jakby miał stać się akceptowalną przez opinię publiczną instytucją prostą w obsłudze i będącą znakiem popularności, a nie znakiem sprzeciwu.

Pytamy o to w sytuacji Ojczyzny naszej, która była tak szczególnie obdarowana przez Jana Pawła II. Niezliczone słowa, kierowane na polskiej ziemi i do polskiego narodu, wizyty i gesty, całowanie ziemi matki i krzyk w obronie jej dzieci… Tego byliśmy świadkami. Dzięki niemu przeszliśmy morze czerwone komunizmu, niektórzy z nas dzięki niemu uczynili prawdziwymi słowa:

Bo lepiej byśmy stojąc umierali,
Niż mamy klęcząc na kolanach żyć
.

Dziś wydaje się, że niekoniecznie… Niekoniecznie nie wybieramy życia na kolanach… Ci, którzy są luminarzami życia publicznego, ci, którzy konsumują na oczach kamer święte obrzędy, padają chętniej niż przed Bogiem na kolana przed poprawnością polityczną, partyjną dyscypliną, prawem narzucanym, a może tylko sugerowanym z obcej, unijnej stolicy… Można by tworzyć łatwo katalog tych grzechów i wad…

Uległość prawu stanowionemu i nadgorliwość w jego egzekwowaniu dla potrzeb egzekucji lekarza broniącego życia,

– nakarmienie młodzieży pigułką niosącą śmierć życia poczętego, choć tego nawet nie wymagano, co najwyżej oczekiwano,

– deprawacja moralna i dewastacja małżeństwa, chronionego przed przemocą samego małżeństwa, ale nie bronionego przed seksualizacją, rozpadem rodzin, uzależnieniami,

– wypowiedzi o własnym narodzie elity politycznej, konsumującej w jednym posiłku miesięczne pensje innych i szydzącej z bezradnego narodu.

Czy jednak rzeczywiście bezradnego, czy bezwolnego?

Czy nasz naród znów jak lawa z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa, czy zamiast lawy już tylko błoto i kamieni kupa?…

 

Musimy stawiać sobie te pytania…

My, którzy przeżyliśmy euforię złotego wieku Polski w latach 1978-2005.

My, którym dane było spotkać się ze świętym z naszego narodu i na naszej ojczystej ziemi.

My, którzy stoimy dziś, dziesięć lat po jego śmierci, w roku dedykowanym jego imieniu i patrzymy na deptanie jego słów, nauki, jego wartości, przez „katolewickich” polityków, przy bezwolności narodu, nas…

 

Musimy stawiać sobie te pytania…

My, którzy pamiętamy i chcemy pamiętać o Smoleńsku 2010 i o Solidarnych 2010, bo z tej pamięci też płynie nasza tożsamość.

My, którzy staniemy przed szansą zmiany tego, co jest oszpecaniem oblicza ziemi, tej ziemi.

My, którzy możemy podjąć słowa modlitwy Baczyńskiego

Tak wzrastamy, idziemy przez czas i kochanie.
Bogu nie dowierzamy, ludzie kłamią nam.
Jeszcze rok, jeszcze życie, a co pozostanie,
kiedy u blasku przystaniemy bram?
Nikt z nas nie jest bez winy. Kiedy noc opada,
wasze twarze i moja ociekają krwią.

Odnajdźmy w tych dniach nasze miejsce. Zgromadźmy się, przeżyjmy wspólnotę, przy wszystkim, co nas dzieli, odkryjmy to, co łączy.

Może takim miejscem jest Wieczernik, ten z dramatu Brylla: szczególny stan ludzi, uczniów przeżywających poczucie rozczarowania i klęski, ludzi żyjących w strachu, wzajemnie się oskarżających, potwierdzających powszechną moc zdrady, wobec której trudno uwierzyć w zmartwychwstanie. To stan ludzi szukających nowej koncepcji Kościoła, nowej nauki, mniej radykalnej niż ta Jezusa z Nazaretu, to stan ludzi pragnących przeżyć, ale czy za wszelką cenę? Magdalena mówi Apostołom: nawet strachliwy musi prawdzie zaświadczyć.

 

Wieczernik mieści w sobie tę przestrzeń pojemną lękiem i nadzieją.

 

TOMASZ:

A kiedy tłum cały zamarł nagle i krzyknął – wtedy zrozumiałem,
co to znaczy mieć siłę i jak ludem władać
nie przez to, że się miękko na tronie zasiada,
a właśnie tu, na ośle. Taki niepozorny,
taki zwyczajny i taki pokorny,
a taki nad wszystkimi ludźmi wywyższony.
I pokochałem władzę. Zdradziłem Cię, Panie,
to jest sznur. Najprawdziwsze, co po mnie zostanie.

JAN:

Nie ty, a Judasz zdradził.

TOMASZ:

Zdradził? Co jest zdradą?
Myśmy wszystko zdradzili, gdy idąc gromadą
wrzeszczeliśmy “zwycięstwo” i “prowadź nas, Panie”.
Prowadź, a dokąd, nikt nie był ciekawy.

JAKUB:

W zwycięstwo, w sprawiedliwość…

TOMASZ:

Wszystkie brudne sprawy,
kłótnie, zawiści, każdy niósł w tobołkach.

PIOTR:

My byliśmy ubodzy.

JAN:

Po co złe wspominać.

TOMASZ:

Bo teraz przyszła na nas najgorsza godzina.
Jeśli nie przyszedł, już nie przyjdzie do nas,
bo my nie rozumiemy tego, za co skonał.

JAN:

Przyjdzie, bo nas pokochał.

PIOTR:

Siądzie razem z nami
może…

JAN:

On nam przebaczył.

Przeżyjmy te dni we wspólnocie, która mimo doświadczeń trudnych, doświadczenia zdrady, poczucia porażki, ma ufność, że On „przyjdzie, bo nas pokochał”. Przejdźmy kolejny raz od lęku do nadziei.

 

Paweł Bortkiewicz TChr

kapelan AKO Poznań