Rekolekcje 2018 – dzień piąty: Wyzwolenie i niepodległość

Przez tych kilka dni wędrujemy drogą pamięci, miłosierdzia i wyzwolenia. To nie jest droga intelektualna, to jest droga pośród naszego świata, z jego krajobrazem, uwarunkowaniami, zmiennością. To jest droga pośród naszych kairoi, naszych znaków czasu.

Pamięć–miłosierdzie–wyzwolenie, to w swej istocie zapis i opis odkupienia. Jego szczególnym wyrazem jest przypowieść, która nam towarzyszy w okresie Wielkiego Postu szczególnie – przypowieść o miłosiernym ojcu i marnotrawnym synu.

W całym dramacie, który rozgrywa się na naszych oczach  uderza ten moment zwrotny – decyzji syna, decyzji zmiany życia.

Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem, uczyń mnie choćby jednym z najemników” (Łk 15, 18 n.).

Jan Paweł II komentując te słowa pisał:

Te słowa odsłaniają głębiej sprawę najistotniejszą. W synu marnotrawnym poprzez całokształt sytuacji „materialnej”, w jakiej się znalazł na skutek swojej lekkomyślności, na skutek grzechu, dojrzało poczucie utraconej godności. […]

być najemnikiem w domu własnego ojca, to z pewnością głębokie upokorzenie i wstyd. Uświadamia sobie, że nie ma prawa do niczego więcej, jak do stanu najemnika w domu swojego ojca. Decyzja jego zastaje podjęta z całym poczuciem tego, na co zasłużył i do czego jeszcze może mieć prawo przy zachowaniu ścisłej sprawiedliwości. Właśnie to rozumowanie ukazuje, iż w centrum świadomości syna marnotrawnego znalazło się poczucie utraconej godności, tej, która wynikała ze stosunku syna do ojca. I z tak podjętą decyzją wyrusza w drogę.

Tak więc świadomość syna marnotrawnego wyrasta z pamięci całego dobrostanu domu, całego dobra relacji z ojcem i tego, co zostało utracone – godności syna. Ale sama pamięć nie wystarcza – potrzebne jest działanie miłosierdzia. W tym momencie na scenie dramatu pojawia się ojciec. Znów wsłuchajmy się w słowa Papieża miłosierdzia:

Czytamy, że skoro tylko ojciec ujrzał wracającego do domu marnotrawnego syna, „wzruszył się głęboko, wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go” (Łk 15, 20). […]

Można powiedzieć, że miłość do syna, która wynika z samej istoty ojcostwa, niejako skazuje ojca na troskę o godność syna. Troska ta jest miarą jego miłości, tej miłości, o której później napisze św. Paweł, że „cierpliwa jest, łaskawa jest (…) nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego”, że „współweseli się z prawdą (…) we wszystkim pokłada nadzieję (…) wszystko przetrzyma” i że „nigdy nie ustaje” (1 Kor 13, 4-8). Miłosierdzie […]  ma wewnętrzny kształt takiej miłości, tej, którą w języku Nowego Testamentu nazwano agape. Miłość taka zdolna jest do pochylenia się nad każdym synem marnotrawnym, nad każdą ludzką nędzą, nade wszystko zaś nad nędzą moralną, nad grzechem. Kiedy zaś to czyni, ów, który doznaje miłosierdzia, nie czuje się poniżony, ale odnaleziony i „dowartościowany”.

I właśnie to doświadczenie ponownego dowartościowania – odnalezienia staje się synonimem wyzwolenia. Oto syn, który zdecydował się żyć na własną rękę, poza słowem ojca, poza jego domem wybrał wolność „od” dobra, od miłości, od prawdy relacji domowych – i został poniżony, sam się poniżył. W chwili, kiedy wraca do domu, do ojca, do jego miłości, doznaje wyzwolenia.

Tak oto znów stajemy w obliczu tego trójmianu:  pamięć – miłosierdzie – wyzwolenie.

Ta triada  tworzy naszą duchowość.

Nie bójmy się przy tym słowa „duchowość” jako zbyt wzniosłego. Można duchowość rozumieć w znaczeniu nie tyle religijnym, co egzystencjalnym. To egzystencja może otwierać się, bądź otwiera na wymiar religijny.

Polega to na stopniowym poznawaniu prawdy sumienia oraz na pracy nad sobą̨. Sumienie i zawarta w nim prawda nie są dostępne poznaniu zmysłowemu ani pojęciowemu, można je jednak poznać́ dzięki intuicji (olśnieniu), które powoduje rozbicie dotychczasowej hierarchii wartości. Praca nad sobą̨ polega na uzgodnieniu prawdy sumienia, poznanej w olśnieniu, z prawdami, którymi kieruje się̨ społeczność́, w jakiej człowiek żyje.

Drodzy,

podejmijmy próbę przeżycia duchowości w tym wyjątkowym kontekście, jakim jest unikalne doświadczenie pamięci, miłosierdzia i wyzwolenia, czyli 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości.

Bieżący rok jest  rokiem odzyskania niepodległości. Ale samo sformułowanie tematu celebracji nastręcza nieco kłopotów. Bo to nie jest 100 lat niepodległości – niepodległość i suwerenność Polski trzeba mierzyć miarą ponad 1050 lat. Ale także nie jest to 100 lat odzyskanej niepodległości, choćby ze względu na okresy 1939-45 i od 1945 aż do 1989 (nawet i ta data nie jest dla wszystkich w pełni satysfakcjonująca).

Jednak chcemy świętować to wydarzenie, które przypomina nam, że Polonia Restituta.

Chciałbym, byśmy w tym duchu spojrzeli na niektóre elementy tej duchowości: na patriotyzm, na solidarność w dobru i na świadectwo wiary.

Zacznijmy od miłości ojczyzny, stawianej dziś na ławie oskarżonych jako przejaw nacjonalizmu, ksenofobii, szowinizmu. Czym jest patriotyzm? Któż może to lepiej wyjaśnić, niż św. Jan Paweł II?

Patriotyzm oznacza umiłowanie tego, co ojczyste: umiłowanie historii, tradycji, języka czy samego krajobrazu ojczystego. Jest to miłość́, która obejmuje również dzieła rodaków i owoce ich geniuszu. Próbą dla tego umiłowania staje się̨ każde zagrożenie tego dobra, jakim jest ojczyzna. Nasze dzieje uczą̨, że Polacy byli zawsze zdolni do wielkich ofiar dla zachowania tego dobra albo też dla jego odzyskania. […]

Ojczyzna jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli i jako taka, jest też wielkim obowiązkiem. Analiza dziejów dawniejszych i współczesnych dowodzi, że Polacy mieli odwagę̨, nawet w stopniu heroicznym, dzięki której potrafili wywiązywać się̨ z tego obowiązku, gdy chodziło o obronę̨ ojczyzny jako naczelnego dobra. Nie oznacza to, że w niektórych okresach nie można było dostrzec osłabienia tej gotowości do ofiary, jakiej wymagało wprowadzanie w życie wartości i ideałów związanych z pojęciem ojczyzny.

Św. Jan Paweł II, Pamięć i tożsamość

Dziś patriotyzm jest wartością trudną. Z jednej strony deprawowany był przez minione lata, gdy wraz z całą rzeczywistością „socjalistyczną” był propagowany jako praca na rzecz „socjalistycznej ojczyzny”, czyli karłowatego tworu, jakim był PRL.

Współcześnie patriotyzm jest zagrożony z innych racji. Już nie ustroju Polski, ale projektu Europy federacyjnej. W tej perspektywie staje się niepoprawny politycznie.

Trzeba o tym mówić, że Europa dziś to nie jest Europa projektu Schumanna, De Gaspariego czy Adenauera. To nie jest wizja chrześcijańskiej Europy ojczyzn.

Dziś ojcem Europy stał się Altiero Spinelli. To jego imię nosi największy gmach Parlamentu w Brukseli. A jego Manifest z Ventotene stał się podstawą koncepcji Europy federacyjnej. Warto wspomnieć, że po decyzji o Brexicie w sierpniu 2016 roku roku kanclerz Niemiec, prezydent Francji i prezydent Włoch spotkali się na grobie Spinelliego na Ventotene, gdzie oddali mu hołd i złożyli kwiaty.

Nazwisko Spinellego nosi też wpływowa grupa w Parlamencie, w której zasiada między innymi Guy Verhofstadt, ale także dwie polskie posłanki, które wspierały go w ubiegłym roku w atakach na Polskę po 11 listopada.

Plan Spinellego, to wizja Europy bez suwerennych państw, ale i bez tożsamości kulturowej, bez własności, bez tradycji, na nowo przeformatowana za sprawą partii lewicowych, bolszewickich.

Na tym tle patriotyzm polski i patriotyzm Polaków jest zdecydowanie niepopularny, wręcz zakazany. Dlatego tym bardziej wymaga obrony z naszej strony.

Wartość druga naszej duchowości, to współdziałanie w dobrym czynie, to solidarność w dobru.

Główna celebracja tegorocznych uroczystości przypadnie oczywiście 11 listopada. To data symboliczna – 11 listopada 1918 roku przypadło zakończenie I wojny światowej. W tym także dniu Rada Regencyjna przekazała władzę wojskową Józefowi Piłsudskiemu (dopiero 14.11 – władzę cywilną). Został zatem dość nagle dyktatorem państwa polskiego i głównodowodzącym nowej, tworzącej się armii.

Był wtedy dla nas człowiekiem opatrznościowym, jedynym, który mógłby stać na czele odradzającej się Polski. Opinia olbrzymiej większości narodu była taka sama. Zawsze popierałem jako arcybiskup działalność Naczelnika Państwa, szczególnie na początku. Nie podzielam tylko jego zapatrywań w chwili zatargu z sejmem 1922 r.

Tak wspominał Marszałka kard. Aleksander  Kakowski, arcybiskup Warszawy. Słowa kard. Kakowskiego to z jednej strony wyraz szacunku, ale też odsłonięcie kontrowersji wokół  Piłsudskiego. Dość zestawić dwa nazwiska stanowiące symbol owych kontrowersji: Józef Piłsudski i Roman Dmowski.

Dmowski… Jak pisze jeden z wybitnych współczesnych historyków:

Jego największą zasługą jest rezygnacja z walki o władzę w pierwszych miesiącach niepodległości. Mógł wówczas na bazie silnego poparcia społecznego dla endecji dążyć do przejęcia władzy. Zdając sobie z tego sprawę Piłsudski wykonał wobec niego ważny gest, jakim było wyłonienie delegacji na konferencję wersalską złożonej z polityków prawicy. Dmowski odegrał więc rolę bierną w stosunkach wewnątrzpolskich, ale kluczową na arenie międzynarodowej.

A zatem… Mimo sporów, mimo różnic koncepcji, mimo osobistych animozji można było współdziałać na rzecz dobra wspólnego.

Jest jeszcze jedna postać warta wspomnienia – Ignacy Jan Paderewski. Gdy poprzez Gdańsk i Poznań (gdzie dał impuls do powstania) zjawił się 1.01.1919 roku w Warszawie, został powitany przez 300 tysięcy osób. Zapytano go wówczas o jego własne stronnictwo, jego ugrupowanie polityczne. Słowa Mistrza trzeba zapamiętać:

Stronnictwo powinno być jedno – Polska, i temu jedynemu służyć będę do śmierci. Żadne stronnictwo z osobna nie odbuduje ojczyzny – odbudują ją wszyscy, a podstawa główna to robotnik i lud.

I trzeba te słowa nieść współcześnie, w dobie ambicji i w dobie totalnej opozycji. W dobie zła i bezrozumności, trzeba strzec solidarności, która jest cnotą współdziałania na rzecz dobra wspólnego.

Trzecim elementem duchowości Niepodległej, a zarazem pierwszym i podstawowym jest wiara, żywa wiara, świadczona życiem.

Tutaj trzeba wspomnieć o wkładzie Kościoła jako wspólnoty wiary w odzyskanie niepodległości w 1918 r. Kościół katolicki był w tym czasie jedyną instytucją, która poszczególne pokolenia wychowywała do wolności, ale także była depozytariuszem utraconej państwowości. To przecież parafie i zakony przechowywały pamięć o historii narodu. Duchowni na kazaniach mówili zarówno o wolności wewnętrznej – osobistej, jak i społecznej oraz politycznej. W budynkach kościelnych, na plebaniach, w klasztorach były przechowywane zdobyczne chorągwie, odznaczenia wojskowe i polska literatura, a zatem to, co stanowiło odebraną, ale nie utraconą całkowicie materię niepodległego państwa i jego dziejów. Szczególnym znakiem tożsamości narodowej pozostawała ikona Matki Bożej Częstochowskiej. Ona dla Polaków była prawdziwą królową narodu, w czasach gdy Rzeczpospolita nie istniała na mapach.

Kościół stał na straży sumienia narodu w okresie, gdy naród dojrzewał do niepodległości, Kościół też włączył się aktywnie w walkę o ocalenie zagrożonej niepodległości. Symbolem był i pozostaje tutaj ks. Ignacy Skorupka.

Na wiadomość o zagrożeniu miasta przez bolszewików wstąpił ochotniczo do wojska. Uzyskał wówczas poparcie kard. Aleksandra Kakowskiego. Z wielu względów godna przytoczenia jest rozmowa młodego kapłana z jego kościelnym przełożonym.

– Zgadzam się, rzekłem, ale pamiętaj, abyś ciągle przebywał z żołnierzami w pochodzie w okopach, a w ataku nie pozostawał w tyle, ale szedł w pierwszym rzędzie.
– Właśnie dlatego, odrzekł, chcę iść do wojska.

Tak brzmiała rozmowa duchownych, o której kard. Kakowski wspomniał w wystosowanym po śmierci ks. Skorupki liście pasterskim. W tym samym liście relacjonował śmierć swojego kapłana:

W bitwie pod Ossowem młodociany żołnierz nie wytrzymał ataku i zaczął się cofać. Cofali się oficerowie i dowódca pułku. wtedy ks. Skorupka zebrał koło siebie kilkunastu chłopców i z nimi poszedł naprzód. Widząc cofającego się dowódcę pułku, krzyknął do niego: „Panie pułkowniku, naprzód!”. „A ksiądz?”, zapytał pułkownik. „Panie pułkowniku, za mną!”. „Chłopcy za mną!”. Poszli naprzód. Wielu poległo; padł rażony granatem i ks. Skorupka

Tak pisał kard. Kakowski, który – jak podkreślił – po bitwie zbierał relacje u rannych pod Ossowem.

Zdumiewa odwaga zarówno młodego księdza, ale i jego biskupa, który nie wahał się „zaangażować w politykę”. Dlatego, że pojmował ja tak, jak powinien pojmować ją chrześcijanin, jako roztropną troskę o dobro wspólne. Szczególne dobro wspólne, któremu na imię Rzeczpospolita.

Drodzy w Chrystusie,

wędrujemy naszą drogą pamięci – miłosierdzia i wyzwolenia. Wędrujemy śladami słowa Bożego, ale przekonujemy się, że jest to też wędrówka w naszym polskim „dziś”. Wędrówka o ocalenie pamięci, o wartość prawdy, która warunkuje doznanie miłosierdzia, o zagospodarowanie bezcennego daru wolności.

Rozważamy to wszystko w czasie niełatwym, gdy pamięć jest niszczona, prawda nie jest w cenie, a wolność jest rozumiana jako anarchia. Także to, co stanowiło siłę naszej Niepodległej – miłość Ojczyzny, solidarność i wiara są dziś podważane.

Trzeba przy tym pamiętać, że przedmiotem troski naszej winien być nie tyle patriotyzm dzisiejszy, nie tyle solidarność tego pokolenia, nie tyle wiara nasza, co patriotyzm, solidarność i wiara jutrzejsze.

Jest sprawą bezdyskusyjną, że nie da się kochać na rozkaz, z przymusu. Nie da się wytworzyć więzi współpracy w dobru na zasadzie nakazu. Nie da się wierzyć bez pomocy łaski. Jest jednak związek między tymi wartościami a działaniami wychowawczymi wspólnoty. Nie wystarczy świętowanie rocznic i szkolna edukacja. Zasadnicze znaczenie ma ta edukacja, która ma miejsce w rodzinnych domach, kościołach czy organizacjach młodzieżowych.

W Polsce ważny był zawsze jeszcze jeden element – literatura. Pierwsze lekcje patriotyzmu odbywały się niejako mimochodem, poprzez opowiadanie matki, lekturę książek, których związek z patriotyzmem na pierwszy rzut oka zdaje się raczej umiarkowany. Śp. Tomasz Merta zwracał uwagę na rolę choćby tak „niepatriotycznej” literatury jak „W pustyni i w puszczy”, gdzie padają słowa ojca do syna:

Słuchaj, Stasiu! Śmiercią nie wolno nikomu szafować, ale jeśli ktoś zagrozi twojej ojczyźnie, życiu twej matki, siostry lub życiu kobiety, którą ci oddano w opiekę, to pal mu w łeb, ani pytaj, i nie czyń sobie z tego żadnych wyrzutów.

Słowa te zapadły niejednokrotnie głębiej w niejedno serce niż uczona rozprawa o patriotyzmie. I miały swój rezonans w chwilach próby.

Widzimy, jak współcześnie, w niektórych – nie naszych przecież środowiskach, ale tych, w których przyszło nam żyć, patriotyzm częściej widziany jest dzisiaj jako problem niż oczywistość. Solidarność jest zatracana na rzecz walki. Wiara jest traktowana jako relikt przeszłości, któremu może przynależeć miejsce co najwyżej w niszy prywatności. Jest dążenie do tego, by wartości te utraciły prawo obywatelstwa w kulturze masowej, w życiu publicznym.

Toczy się znów walka o ducha i duchowość, a zatem o nadzieję i przyszłość.

Tej walki nie można przegrać.

Jan Paweł II zostawił nam przesłanie:

Człowiek jest powołany do odnoszenia zwycięstwa w Jezusie Chrystusie. Jest to zwycięstwo nad grzechem, nad starym człowiekiem, który tkwi głęboko w każdym z nas. (…) <Deus vicit> (Bóg zwyciężył): mocą Boga, która za sprawą Jezusa Chrystusa działa w nas przez Ducha Świętego, człowiek powołany jest do zwycięstwa nad sobą. Do zwycięstwa nad tym, co krępuje naszą wolną wolę, i czyni ją poddaną złu.

I wymienił pięć wymiarów tego zwycięstwa nad sobą, do którego jesteśmy powołani:

Zwycięstwo takie oznacza życie w prawdzie, prawość sumienia, miłość bliźniego, zdolność przebaczania, rozwój duchowy naszego człowieczeństwa. Wszystkie onenieodłączne od trudu, a nawet od cierpienia, tak jak zmartwychwstanie Chrystusa jest nieodłączne od krzyża.

Zwycięstwa przez krzyż i w krzyżu Chrystusa życzę całej naszej wspólnocie rekolekcyjnej.

 

Paweł Bortkiewicz TChr