Rekolekcje – Wielki Wtorek

Wyruszyliśmy w Niedzielę Palmową z tłumem jerozolimskim. Wyruszyliśmy, bo jesteśmy ludźmi, a człowiek to homo viator. Idziemy w tłumie, bo człowiek jest istotą społeczną, Idziemy, poszukując zasadniczo dobra.

Może jednak w tym, co wydaje się być naturalne i oczywiste czegoś brakuje, albo coś umyka naszej uwagi… Może nie wystarczy być razem, nie wystarczy mieć cele pojmowane jako dobre wedle miary własnej oceny?

Może przy takich założeniach pojawia się ryzyko niewłaściwych postaw – konformizmu, uniku a nawet alienacji?

Nikt przecież nie podejrzewa, by mieszkańcy Jerozolimy fałszowali swój entuzjazm. Trudno przyjąć, by liderzy religijni Izraela wystąpili przeciw Bogu. Trudno przyjąć, by prokurator rzymski faktycznie ignorował prawo, z którego słynął Rzym. Trudno przyjąć, by naród, który tak wiernie słuchał papieża, czcił go za życia, stawiał mu pomniki, nie pamiętał jego słów o obronie życia, o obronie krzyż, o tym, by być mocnym w wierze, by być wiernym temu wielkiemu dziedzictwu, któremu na imię Polska…

Trudno przyjąć, że zgromadzeni ludzie, deklarujący wspólny cel – zamiast drogi  solidarności podejmą drogę walki…

Trudno to przyjąć, jeszcze trudniej – zrozumieć…

Chyba, że przypomnimy sobie nauczanie Karola Wojtyły o uczestnictwie i słowa Jana Pawła II wyjaśniające najgłębszy kształt tegoż uczestnictwa:

Człowiek nie może żyć bez miłości. Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa.

Człowiek nie może żyć bez miłości

Człowiek nie może żyć…

O prawdziwości tych słów przekonuje nas nie tylko ten szereg osób spotykających Jezusa na drodze Jego Męki i odnajdujących czy to przez niepokój – jak Piłat, czy przez doświadczenie własnej niemocy – jak Piotr – Miłość i samego siebie.

O prawdziwości tych słów przekonuje nas postać szczególnie dramatyczna – człowiek obcujący z Bogiem Miłości i sprzedający tę Miłość – za bezcen. Człowiek, który nie uczynił tej Miłości swoją, nie znalazł w niej żywego uczestnictwa. Człowiek, imieniem Judasz z Kariotu.

Człowiek, który stał się ilustracją niezwykle dramatyczną prawdy, że człowiek nie może żyć bez miłości, nie może w ogóle żyć. Człowiek, który odrzuca miłość dokonuje samozagłady, samounicestwienia.

Znany jest finał jego historii – przejmująco dosłowny w owym samounicestwieniu:

Wtedy Judasz, który Go wydał, widząc, że Go skazano, opamiętał się, zwrócił trzydzieści srebrników arcykapłanom i starszym i rzekł: «Zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną». Lecz oni odparli: «Co nas to obchodzi? To twoja sprawa».  Rzuciwszy srebrniki ku przybytkowi, oddalił się, potem poszedł i powiesił się. Arcykapłani zaś wzięli srebrniki i orzekli: «Nie wolno kłaść ich do skarbca świątyni, bo są zapłatą za krew». Po odbyciu narady kupili za nie Pole Garncarza, na grzebanie cudzoziemców. Dlatego pole to aż po dziś dzień nosi nazwę Pole Krwi.

Piotr Apostoł w Wieczerniku dodaje jeszcze jeden czy drugi szczegół, podkreślający dosłowność samozagłady tego, który zdradził Miłość. Mówi:

[Judasz] za pieniądze, niegodziwie zdobyte, nabył ziemię i spadłszy głową na dół, pękł na pół i wypłynęły wszystkie jego wnętrzności. Rozniosło się to wśród wszystkich mieszkańców Jerozolimy, tak że nazwano ową rolę w ich języku Hakeldamach, to znaczy: Pole Krwi. (Dz 1, 15-19).

Odrzucenie miłości, która jest w Jezusie staje się dosłownie samozagładą. Szczegół o wnętrznościach nie pozostawia wątpliwości, że jest to definitywne samounicestwienie – wszak w myśli biblijnej – serce czy nerki to samo centrum życia moralnego, duchowego człowieka, to człowiek w swojej głębi, w swoim centrum osobowości. Judasz dokonuje definitywnej i po ludzku nieodwracalnej samozagłady.

 

Rodzi się pytanie – jak mogło do tego dojść? Jak mogło dokonać się odrzucenie Miłości, z która Judasz obcował przez trzy lata? Jak mógł zdradzić Jezusa On, który dzierżył powierzony sobie trzos – a zatem dzierżył byt materialny, egzystencję zarówno Apostołów, jak i Mistrza?

W czasie wydarzeń poprzedzających Mękę jesteśmy świadkami wymownego zdarzenia:

Na sześć dni przed Paschą Jezus przybył do Betanii, gdzie mieszkał Łazarz, którego Jezus wskrzesił z martwych. Urządzono tam dla Niego ucztę. Marta usługiwała, a Łazarz był jednym z zasiadających z Nim przy stole. Maria zaś wzięła funt szlachetnego, drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi stopy, a włosami swymi je otarła. A dom napełnił się wonią olejku. 

Na to rzekł Judasz Iskariota, jeden z Jego uczniów, ten, który Go miał wydać: «Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim?» 

Zastanawia ten pragmatyzm społeczny Judasza. Właściwie, jego spojrzenie wydaje się być bardzo zasadne. Są ubodzy, są potrzeby społeczne, jest powinność opieki nad nimi, jest powinność przyjmowania migrantów, jest potrzeba zaangażowania dobroczynnego. Dobroczynność ponad wszystko, Można tej działalności jeszcze dodać imię własne „miłosierdzie”, nie wyjawiając jego istoty. Można tę dobroczynność uczynić motorem działania Kościoła, wskazując, że misją i celem wspólnoty uczniów jest duszpasterstwo, aktywne wychodzenie na ulice, a raczej obrzeża miast i rejony wykluczenia.

Tylko warto zauważyć, że sam Judasz dokonuje pewnej opozycji i wartościowania. Działalność dobroczynna staje się ważniejsza niż posługa Jezusowi.

Działalność duszpasterska staje się ważniejsza niż zasłuchanie w słowa Jezusa.

Kościół ma być Matką, ale niekoniecznie Nauczycielką.

Towarzyszyć ubogim nie musi oznaczać iść z nimi wraz z Jezusem.

Na to rzekł Jezus: «Zostaw ją! Przechowała to, aby Mnie namaścić na dzień mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze macie u siebie, Mnie zaś nie zawsze macie». 

Być może ta scena w Betanii odsłania dramat wewnętrzny Judasza, który przynależąc do wspólnoty uczniów, nie był uczniem Jezusa.

To jest dramat człowieka, który będąc w pobliżu Boga-Człowieka, tak zafascynował się Jego człowieczeństwem, że zignorował bóstwo.

To jest dramat człowieka, który chciał być działaczem, aktywistą, zapominając, że Jezus mówi „beze Mnie nic uczynić nie możecie”.

Ci, którzy to zrozumieli, jak Paweł z Tarsu, będą mogli stwierdzić: „wszystko mogę w Tym, który Mnie umacnia

Być może zdrada Judasza trwała niemal od początku jego podążania za jego wizerunkiem Jezusa. Było to podążanie za własnym obrazem Jezusa, a nie za Jezusem żywym i prawdziwym.

Być może Judasz staje dziś pośród nas, którzy wołamy o rozdanie ubogim dóbr Kościoła, zapominając, że największym darem dla ubogiego jest to, by był u Boga. Największym darem dla ubogiego jest sam Bóg.

Być może Judasz staje dziś pośród nas, którzy wołamy o dystrybucję miłosierdzia pojętego nie jako spotkanie w płaszczyźnie nawrócenia, ale pojętego jako tolerancja dla słabości, inności i także grzeszności…

Być może Judasz staje dziś pośród nas, którzy wołamy o większe zaangażowanie duszpasterskie Kościoła, zapominając, że siłą tego duszpasterstwa jest Chrystus w całej prawdzie swojego istnienia, w całym zakresie swojej nauki.

Judasz staje dziś przed nami jako dramatyczne pytanie, jako przestroga przed zrozumieniem Boga wedle własnej miary rozumu.

Ciekawą intuicję podsuwa Tomasz z Wieczernika Bryla, który  odróżnia postawę Marii Magdaleny, Judasza i wreszcie, pozostałych Apostołów:

TOMASZ:

Boś ty Go jedna naprawdę kochała,

 a Judasz Go zrozumiał. Więc tyś Go poznała,

 a Judasz zdradził. My mamy milczenie.

 W nas ani wierność była. Ani też zdradzenie.

 Najwyżej trochę płaczu i koguta pianie

 może na znak, że innym dano to świtanie

Maria z Magdali pokochała i poznała. Judasz – zrozumiał i zdradził, Apostołowie – jeszcze nie znaleźli drogi spotkania z Jezusem,

 

Judasz pozostaje wielkim pytaniem w całym dramacie swojego istnienia.

Można powiedzieć chyba – z pewną dozą naszych ludzkich refleksji – że to kwestia pytań między Bogiem a człowiekiem, że to kwestia wzajemności lub jej braku nawiązanej z ich pomocą…

dwa znamienne dialogi Jezusa i Judasza w bliskości wydarzeń Męki. Pierwszy z nich rozgrywa się w Wieczerniku. Tam, w obliczu narastającej atmosfery niepewności, sączących się domniemań o zdradzie, widocznej na twarzy Jezusa męki kładącej się cieniem, uczniów nurtują pytania – nie tyle o Jezusa, co o swoją rolę w dokonującym się dramacie. Ewangelista zapisał niektóre z nich:

Bardzo tym zasmuceni zaczęli pytać jeden przez drugiego: «Chyba nie ja, Panie?» On zaś odpowiedział: «Ten, który ze Mną rękę zanurza w misie, on Mnie zdradzi. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził». Wtedy Judasz, który Go miał zdradzić, rzekł: «Czy nie ja, Rabbi?» Odpowiedział mu: «Tak jest, ty».

Zwróćmy uwagę na ten dialog. Pytanie Judasza wskazuje na swoisty dramat wewnętrzny tego człowieka. Jest świadkiem pytań swoich współbraci – innych uczniów, nieświadomych wielu spraw, ale troszczących się o swoją rolę w tym, co się dokonuje. Odpowiedź Jezusa na ich poniekąd naiwne, szukające usprawiedliwienia: Chyba nie ja, Panie? nie jest wcale wymijająca. Jezus wskazuje na bliskość zdrajcy, na wspólnotę stołu i posiłku, na to wszystko, co tworzy pewną wzajemność relacji między Nim a zdrajcą. I Judasz (a może jakaś część w Judaszu) jest niewątpliwie świadom tej wzajemności. Ale coś w Judaszu szuka zerwania tej więzi, tego bycia z Jezusem i bycia dla Jezusa. Pytanie, które Judasz stawia Jezusowi, nie tyle nawiązuje do pytania innych uczniów – wszak Judasz wie, o kim mówi Jezus, wie, co chce zrobić, by uwiarygodnić swoją rolę zdrajcy.

Czy nie ja, Rabbi? – to raczej pragnienie potwierdzenia zdrady, zerwania zarazem ostatniej nici wzajemności. Po tym pytaniu i po odpowiedzi – Judasz usłyszał to, co chciał usłyszeć – wyciąga swą rękę z misy, odchodzi w noc, zanurza się w dramat zdrady Boga. Zrywa więź wzajemności z Jezusem. Po raz kolejny Bóg staje się kimś obcym dla człowieka, wzgardzonym, odrzuconym.

To właśnie ten Bóg – obcy i odrzucony, pozbawiony wzajemności – próbuje raz jeszcze. W Ogrodzie Gethsemani –

Zdrajca zaś dał im taki znak: «Ten, którego pocałuję, to On; Jego pochwyćcie!». Zaraz też przystąpił do Jezusa, mówiąc: «Witaj Rabbi!», i pocałował Go. A Jezus rzekł do niego: «Przyjacielu, po coś przyszedł?» Wtedy podeszli, rzucili się na Jezusa i pochwycili Go. (Mt 26, 48-50).

Tym razem pyta nie Judasz. Pyta Bóg, tak jak pytał Adama – gdzie jesteś? Pytanie Boga w Ogrodzie Eden i pytanie Jezusa w Ogrodzie Oliwnym – jest wołaniem prośby. Bo miłość tęskni i szuka. Nawet wtedy gdy została odepchnięta, zwłaszcza wtedy, gdy została odepchnięta i wzgardzona. Ponieważ to pytanie jest prośbą, tak Adam, jak i Judasz zyskali powinność danie odpowiedzi na te pytania. Ale oni nie dają, Judasz nie daje, usuwa się w mrok nocy i w coś, co dla niego zaczyna się rozgrywać jak fatalizm zdarzeń.

Judasz odrzuca powtórnie, tym razem ostatecznie propozycję dialogu Boga z nim, człowiekiem, zdrajcą, grzesznikiem… Judasz odrzuca prośbę Boga. Odrzuca zarazem bardzo szczególne pytanie. To jest pytanie Mistrza. A – jak pisał Tischner w swojej “Filozofii dramatu” –

Mistrz pyta, a pytając obiecuje prawdę. Zarazem jednak wytrąca z dotychczasowej sytuacji. Mistrz kwestionuje. Kwestionować, znaczy: przeczyć obiecująco. Mistrz przeczy, wyrywa z samotności, z jednostronnego zachwytu nad światem, z  przyzwyczajeń, ze świętego spokoju. To boli. […] Aby odpowiedzieć, trzeba pokonać siebie. (s. 81)

Pytanie Jezusa wzywało w Gethsemani Judasza do pokonania własnego rozdarcia, zakłamania tego, co było w tym człowieku dobrem i wrażliwością, zgwałconymi przez chciwość, fałszywy obraz Jezusa, przez moce zła… Judasz tego nie uczynił. Odrzucił ponownie szansę wzajemnościwejścia na swoje właściwe miejsce wobec Boga.

Odrzucenie wzajemności wobec Boga zostawia Judasza jedynie wobec wspólników jego zbrodni. Judasz, jak widzieliśmy na początku dzisiejszego rozważania wraca do tych, z którymi paktował na temat zdrady.

Ta społeczność jednak nie okazuje się wspólnotą. Związek z tymi ludźmi, mimo tego samego celu, mimo uczestnictwa z zdradzie i haniebnej transakcji – nie jest związkiem zawiązującym wspólnotę. Judasz nie ma w nich oparcia. Odrzucenie Boga Miłości – odrzucenie kilkakrotne skazuje Judasza na ludzi, którzy żyją wedle doraźnej pragmatyki, wedle chwilowych korzyści. Taka społeczność nie jest zdolna do współczucia, taka społeczność nie jest zdolna do oferowania prośby, ani do jej przyjęcia.

To właśnie w tym miejscu definitywnie rozchodzą się drogi Judasza i Piotra. Piotr wraca do wspólnoty ludzi doświadczonych słabością, ale otwartych na szukanie Boga, na Jego pytania… Judasz wraca do społeczności ludzi, zamkniętych na miłość, ludzi oceniających zdarzenia nie wedle dobra czy zła, wierności lub niewierności, ale wedle osiągniętego celu. W takiej perspektywie, dla Judasza, który wykonał już swoje zadanie, nie ma u nich miejsca. Judasz zostaje sam ze swoją zdradą, ze swoimi wyrzutami sumienia, ze swoją samotnością. Ale nie zostaje poza dobrem i złem.

Nie może unieść ciężaru samego siebie – samego w najbardziej dosłownym tego słowa znaczeniu. Jedynym, który przełamuje jego samotność jest Bóg, ale Judasz odrzucił Boga.

Z radykalnego odrzucenia Boga, z radykalnej negacji problemu Boga w naszym świecie –  rodzi się wciąż, także w naszym świecie – jak przypomniał Jan Paweł II – tak wielkie zło zagłady i samozagłady.

Judasz pozostaje dla naszych czasów szczególnym apostołem przestrogi przed odrzuceniem Boga. A przecież miłosierdzie było realnie tak bardzo blisko.

 

prof. Paweł Bortkiewicz, TChr.
duszpasterz AKO Poznań