Rekolekcje – Wielki Wtorek

JesusSpoglądamy na krzyż Chrystusa – najbardziej czytelny klucz do poznania Bożego miłosierdzia. To paradoks, bo narzędzie krzyża jest radykalnym zaprzeczeniem miłosierdzia, krzyż to ekstremalne miejsce i sposób kaźni. To szubienica, na której skazaniec konał długimi godzinami.
Przebite ręce – na nich zawieszona całe ciało, każda chwila agonii wyczerpuje siły skazańca, ciało się osuwa, przeguby dłoni rozdarte gwoździami jeszcze bardziej się rozdzierają. Brakuje oddechu, więc skazaniec odruchem instynktu podnosi się na przebitych stopach by wznieść się kilka centymetrów, by zaczerpnąć w płuca powietrza. Ale to dokonuje się za cenę ekstremalnego bólu. Więc znów opada w dół, ale rozdziera bardziej ręce… I nie ma ucieczki od bólu – próba ucieczki od niego jest wpadaniem w inny ból, nie mniej ekstremalny.

Tak kona Jezus, dodatkowo – nie zapominajmy, że skatowany biczowaniem i niesieniem na zmiażdżonych od biczowania ramionach belki krzyża. Oczy miał zalewane krwią spod korony cierniowej i nie mógł ich otrzeć, bo ręce przytrzymywały krzyż…

Tak kona Jezus

Można powiedzieć, że jest osaczony, zamurowany w klatce bólu i cierpienia, jest zamknięty w studni samotności, opuszczenia. Po ludzku patrząc, racjonalnie patrząc, jest skazany na ból, gorycz, może nienawiść. Bo przecież nie może być innego scenariusza – tak wielka krzywda może zrodzić tylko zasklepienie się w sobie.

Tak wielka krzywda może zrodzić tylko zamknięcie się na innych.

Tak wielka krzywda może zrodzić tylko pogardę dla sprawców zła, którego doświadczam …

To oczywiste, tak być powinno…

Jak jest faktycznie?

Czytamy w Ewangelii:

Gdy przyszli na miejsce, zwane «Czaszką», ukrzyżowali tam Jego i złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej Jego stronie. Lecz Jezus mówił: «Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią». Potem rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając losy.

Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Po tych słowach wyzionął ducha.

Tym, co uderza w śmierci Jezusa jest Jego nieskończona wolność.

To jest wolność od zła, wolność od nienawiści, wolność od pogardy, wolność od potępienia.

Krzyżują Go w bestialski sposób, dodatkowo – poniżają uśmiercając wśród pospolitych przestępców, obnażają – traktując jak dziwaczne i szpetne widowisko, szydzą z godności…

A On?

On mówi resztkami sił, gasnącym oddechem, słowami zarazem mocnymi jak testament:

«Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią».

Pytamy w ciszy naszych serc – jak tak można? Dlaczego tak można?

Bo taka jest moc prawdy – uznanej, rozpoznanej, przyjętej, prawdy, która ma moc wiążącą.

Jestem człowiekiem, a to oznacza, że jestem stworzony do miłości, do solidarności, do przebaczenia i NIE WOLNO mi nienawidzić, gardzić i walczyć z drugim, nie wolno mi zasklepiać się w złu.

Jeśli tego nie uczynię, jeśli uznam, że WOLNO MI, nienawidzić, pogardzać, deptać, opluwać drugiego – przekreślam prawdę o sobie. W takim przypadku przestaję być człowiekiem, schodzę do poziomu tych bestii, którzy godzą w moje życie i człowieczeństwo.

 

Drodzy w Chrystusie,

Chrystus Pan dokonuje niezwykłej lekcji, wstrząsającej, absolutnie powalającej na ziemię – lekcji PRAWDY O CZŁOWIECZEŃSTWIE.

Spojrzenie na krzyż każe nam pytać – kim jest człowiek? W jakich warunkach człowiek może być człowiekiem?

Co się liczy w moim człowieczeństwie? Czy to, że wybieram cokolwiek, dobro lub zło, prawdę lub kłamstwo, czy to, że w tym dynamizmie ludzkich czynów: mogę – nie muszę odkrywam to, co powinienem?

Dlaczego Chrystus w swoim człowieczeństwie przekonuje nas, że wolność oznacza takie działanie, które jest oparte o fundament prawdy? On uczy nas wolności, która jest wpisana w dramat decyzji między mogę – nie muszę –powinienem.

Mogę – w sytuacji tak radykalnej opresji bluźnić Bogu, krzyczeć z pogardą i nienawiścią moich oprawcach, mogę szydzić z siebie i własnego życia tak przegranego… Mogę – ale nie muszę!

Co powinienem?

Mogę, będąc chrześcijaninem w obecnej sytuacji świata, w którym Bóg jest marginalizowany, nadążać za duchem postępu, co najwyżej przyznając się do Boga we własnej sypialni, przy zgaszonym świetle, mogę mówić, że trzeba czasem zostawić sumienie chrześcijańskie w przedpokoju, gdy w pokoju pracy są ludzie różnych poglądów… Mogę – ale nie muszę!

Co powinienem?

Mogę, będąc mężem swojej żony, zdradzać ją w ramach prostej opcji – coś mi się od życia należy, nie rzucam jej, ale zmieniam na nowy lepszy model… Mogę funkcjonować jako ni to mąż, ni to kochanek… Mogę – ale nie muszę!

Co powinienem?

Mogę, będąc księdzem – nie przeżywać powołania, ale grać rolę urzędnika, mając wyznaczony czas, terminy, mogę ignorować ludzkie potrzeby, bo nie płacą mi za nadgodziny. Mogę funkcjonować jako biurokrata w koloratce. Mogę – ale nie muszę!

Co powinienem?

Mogę będąc zaangażowanym w politykę jako dobro wspólne, zamienić to dobro, na grę interesów, mogę pójść na współpracę z tymi, którzy płacą i straszą na zmianę, mogę stać się marionetką w ich rękach. Mogę – ale nie muszę!

Co powinienem?

Mogę, będąc uwikłanym w zło systemu, udawać, że moja uległość była nic nie znaczącą słabością, jakimś drobnym dotknięciem tych, którzy byli miernotami i nic nie znaczyli, nie znaczą i nie będą znaczyć… Mogę – ale nie muszę!

Co powinienem?

Drodzy w Chrystusie…

Dramat ludzkiej wolności zawiera się w dynamizmie naszych działań i decyzji: mogę – nie muszę – powinienem.

Co określa to moje powinienem?

Chrystus pokazuje, że powinienem wybrać to, co nie jest reakcją instynktu, co nie jest wyrazem uległości zakłamanej wizji człowieka, co nie jest wyborem kłamstwa. Powinienem wybrać to, co jest prawdą o moim człowieczeństwie.

A to oznacza, że powinienem wybrać miłość ponad nienawiścią,

– powinienem wybrać prawdę ponad kłamstwem,

– powinienem wybrać wierność ponad zdradą,

– powinienem wybrać zaufanie ponad nieufnością,

– powinienem wybrać przebaczenie ponad chęcią odwetu.

To właśnie dlatego sprawa wyboru PRAWDY jest decydująca dla kształtu wolności, dla tego ostatecznie – KIM JESTEM.

Te prawdy przypominamy sobie w obliczu dyskusji o wartości prawdy, o uległości kłamstwu, o znaczeniu słowa, o wierności przysiędze, o randze podpisów składanych pod wymuszonymi zeznaniami.

W cytowanym artykule wołającym o miłosierdzie dla byłego przywódcy „Solidarności” autor pisze: Nie wiem, co [przywódca „Solidarności”] podpisał, a czego nie podpisał. Jest to zupełnie nieistotne z punktu widzenia historii. Wiem, że w tamtych czasach nie można było lekceważyć władzy, przeciwnie, trzeba było uśpić jej czujność, zyskać jej przychylność. […]

Dla mnie jednak w tamtych czasach było jasne, że wszelkie obietnice, podpisy złożone pod groźbą, bez zamiaru ich wypełnienia, nie miały żadnej wartości moralnej, były jedynie bezwartościowym świstkiem papieru, którego powinni się wstydzić ci, którzy do takich obietnic zmuszali.

Raz jeszcze podkreślam – nie chodzi mi o rozliczanie, czy osąd pojedynczego człowieka, chodzi mi o zasady, które kształtują jego, moje, nasze człowieczeństwo.

Podpisanie ugody ze złem, podpisanie paktu o współpracy z systemem kłamstwa – jest konkretnym wyborem. Nie jest prawdą, że takie decyzje były i są zupełnie nieistotne z punktu widzenia historii.

Tym bardziej nie jest prawdą, że takie decyzje, akty wolności byłyby zupełnie nieistotne z punktu widzenia historii ludzkiego życia, historii pisanej decyzjami sumienia.

Gdyby tak było – bez sensu byłaby uczciwość, heroiczna miłość i poświęcenie, bez sensu byłoby miłosierdzie Boga, które jest przecież odkrywaniem najgłębszej prawdy o człowieku, o jego zwyciężaniu zła dobrem, o triumfie jego miłości.

Nie ulegajmy pokusie fałszywej wolności, która nie liczy się z prawdą.

Przecież Chrystus powiedział: POZNACIE PRAWDĘ I PRAWDA WAS WYZWOLI.

Paweł Bortkiewicz TChr
kapelan AKO