Rekolekcje – Wielki Poniedziałek

Krzyz-cutRok  Miłosierdzia sprawia, że próbujemy odczytać miłosierdzie i jego tajemnicę.
Jaki klucz przyjąć w tym procesie? Działalności humanitarnej? Zaangażowania społecznego? Jak odróżnić to, co jest w takich działaniach budowaniem własnej satysfakcji, poczucia dobrej roboty od bezinteresownego daru? Jak odróżnić to, co jest wyrazem woli zapatrzonej we własną moc sprawczą od odpowiedzi na miłość, która jest apelem wołającym o solidarność działań?

Stopniowo odkrywamy, że źródłem miłosierdzia jest krzyż, stąd w kolejnych dniach rekolekcji podejmijmy nasze zapatrzenie na Krzyż. Podejmijmy zarazem to spojrzenie z uwzględnieniem jeszcze jednego elementu – to nasz polski kontekst rozliczania z systemem zakłamania. W tym kontekście właśnie słychać różne głosy: jedni – domagają się oceny i konieczności dotarcia do prawdy historycznej, inni – apelują o rezygnację z tego wysiłku, nazywając swoje wołanie apelem o miłosierdzie.

Stajemy w przestrzeni zamyśleń rekolekcyjnych, nie trzeba zatem szczególnie podkreślać, że nie chcę dokonywać w nich politycznych ocen. Ale chcę zwrócić uwagę na to, co jest w sercu tego dramatu – co jest ponadczasowe:  dobro i zło, sumienie, wolność i prawda, tożsamość człowieka.

Być może bowiem nie mamy lepszego, bardziej wyrazistego obszaru tych pojęć, tych wartości – jak właśnie scena aktualnych dyskusji.

Stańmy jednak najpierw pod krzyżem Jezusa

Pod krzyżem Jezusa

W Pasji odczytywanej w Niedzielę Palmową wybrzmiały słowa:

Jeden ze złoczyńców, których [tam] powieszono, urągał Mu: «Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas»

To człowiek, który próbował drwić  Jezusa. To były jego ostatnie chwile życia, ostatnie słowa, uchodzące z trudem, gasnące wraz z gasnącym oddechem. Takie słowa… Dlaczego takie? Może dlatego, by poczuć się w większości, by poczuć się choć raz po stronie zwycięzców. Przecież tak drwili zwycięzcy:

A lud stał i patrzył. Lecz członkowie Wysokiej Rady drwiąco mówili: «Innych wybawiał, niechże teraz siebie wybawi, jeśli On jest Mesjaszem, Wybrańcem Bożym». Szydzili z Niego i żołnierze; podchodzili do Niego i podawali Mu ocet, mówiąc: «Jeśli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie».

No właśnie, wybór opinii publicznej czy wybór Boga? Opowiedzenie się po stronie woli większości, czy wybór mniejszościowy ale ocalający – Boga? Wybór tych, którzy usiłują Boga zabić, wyrzucić Go z tego świata czy wybór Boga, który jest tak blisko człowieka?

To prawda może banalna, może aż za oczywista, ale dzisiaj – jakby ignorowana. Prawda o konieczności wyborów moralnych. Pisał polski poeta: uczyniwszy na wieki wybór w każdej chwili wybierać muszę…

Nie unikniemy ani wyborów moralnych, ani oceny tych wyborów.

A właśnie takie postulaty – sterylizacji naszego życia z ocen moralnych próbuje się dzisiaj stawiać.

Względność czy bezwzględność dobra

Kiedy w Polsce kilka tygodni temu ujawniono teczki przechowywane przez reżimowego dyktatora, które potwierdzają dane o współpracy ze służbami bezpieczeństwa jednej z najgłośniejszych postaci polskiej sceny politycznej – pojawiły się głosy o niepamięć, o anulowanie przeszłości. Nazywano je apelem o miłosierdzie

W jednym z artykułów autorstwa księdza katolickiego, doktora filozofii, można było przeczytać:

Szkoda, że tak mało w Polsce jest osób na miarę Hannah Arendt. Gdy w Izraelu rozgorzały dyskusje na temat potępienia Żydów, którzy pełnili w obozach koncentracyjnych funkcje kapo lub wydawali jedni drugich na śmierć, miała odwagę powiedzieć: “Stop! Wszyscy jesteśmy ofiarami, zarówno ci, którzy stracili życie, byli w obozach śmierci, jak i ci, którzy chcąc ratować życie swoje i swoich bliskich, ugięli się pod władzą nazistów. Wszyscy jesteśmy ofiarami tego systemu, nie ma lepszych i gorszych, pozostają tragiczne wybory, których nikt nie ma prawa sądzić!”.
Zwraca moją uwagę owo stwierdzenie pozostają tragiczne wybory, których nikt nie ma prawa sądzić!”.
Przypominam sobie lekturę  „Innego świata” Herlinga Grudzińskiego.

W środkowej części tej książki – wspomnienia z sowieckich łagrów Grudziński pisał o głodzie

– a głód w łagrach to był czynnik dosłownie ludobójczy. Perwersja systemu wyrażała się między innymi w tym, że więźniowie otrzymywali głodowe racje żywnościowe – i byli zarazem zobowiązani do norm pracy katorżniczej, ponad siły. Kto tych norm nie wypełnił – był przepisywany do niższego kotła żywieniowego – a to oznaczało mniej gramów chleba, mniej zupy z brukwi. Taki człowiek był jeszcze słabszy i tym bardziej nie mógł wypełnić norm pracy, których nie obniżano. Wówczas staczał się do niższego kotła i stawał się tzw. dochodiagą – dochodzącym do śmierci.

Każdy gram chleba był w tych warunkach na miarę życia. Kradzież każdego grama chleba była najcięższym przestępstwem w łagrach. I w takim właśnie kontekście Herling pisze:

„Przekonałem się wielokrotnie, że człowiek jest ludzki w ludzkich warunkach, i uważam za upiorny nonsens naszych czasów próby sądzenia go według uczynków, jakich dopuścił się w warunkach nieludzkich – tak jakby wodę można mierzyć tylko ogniem, a ziemię piekłem”

pozostają tragiczne wybory, których nikt nie ma prawa sądzić!

… uważam za upiorny nonsens naszych czasów próby sądzenia go według uczynków, jakich dopuścił się w warunkach nieludzkich

Czy istotnie tak?

Pod koniec tej niezwykłej książki Herling wspomina natomiast taką oto scenę: Po wyjściu z łagrów, po wyjeździe do Włoch, przeżył zaskakujące spotkanie. Oto – tam w Italii odnalazł go dawny współwięzień, który zwrócił się do Herlinga o zrozumienie obozowej zdrady (fałszywie doniósł na Bogu ducha winnych komunistów niemieckich, że są hitlerowskimi agentami. Doniósł, by ratować  życie bliskich, swojej rodziny. Rosjanie go zaszantażowali. On doniósł i wiedział, że na podstawie tego donosu niemieccy komuniści zostali rozstrzelani).

Teraz, w Italii stał przed Herlingiem i prosił: Ty, który byłeś w tych nieludzkich warunkach, powiedz, proszę to jedno słowo: Rozumiem. To mi wystarczy… Herling odpowiada: „Może wymówiłbym bez trudu to jedno słowo nazajutrz po zwolnieniu z obozu. […] Wróciłem z takim trudem między ludzi i miałbym teraz od nich dobrowolnie uciekać? Nie, nie mogłem wymówić tego słowa

…pozostają tragiczne wybory, których nikt nie ma prawa sądzić!

… uważam za upiorny nonsens naszych czasów próby sądzenia go według uczynków, jakich dopuścił się w warunkach nieludzkich…

… Wróciłem z takim trudem między ludzi i miałbym teraz od nich dobrowolnie uciekać? Nie, nie mogłem wymówić tego słowa”…

Zamknięcie czy otwarcie na miłosierdzie

Żyjemy w czasach, w których wciąż powraca jak recepta na życie – ucieczka od oceny moralnej, od jasnego powiedzenia – jest dobro, jest zło, jest wierność, jest zdrada, jest prawdomówność, jest kłamstwo.

Wolimy tworzyć nowe słowa, nowe zwroty, nazywać uległość złu – rozsądkiem, wyzbywanie się własnej wiary – dialogiem z cudzą wiarą, zabójstwo nienarodzonych – eliminacją płodu…

Wielu z nas opowiada się za tym, co jest głosem większości, opinią tłumu, szumem, że takie są teraz czasy. Stajemy w pozycji ukrzyżowanego, który powtarza bezmyślnie słowa tłumu. Woła; Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas»

Woła tak, bo przecież demokratyczna większość wyła pod krzyżem

«Innych wybawiał, niechże teraz siebie wybawi, jeśli On jest Mesjaszem, Wybrańcem Bożym».

Zamiast jasnej oceny dobra i zła – jako kryterium liczy się opinia większości. Ale to oznacza odrzucenie Boga w imię przylgnięcia do tej opinii.

A to jest znakiem tragedii człowieka…

Krzysztof Kamil Baczyński skomentował w swoim poemacie tamtą scenę ukrzyżowania:

Nie odwrócił głowy na Boga,
patrzył w ziemi glinianą maskę.
Tylko ciężej oddychały krzyże
jak koląca prośba o łaskę.

Na krzyżu jest też drugi ze współukrzyżowanych. Być może i on miał trudną sytuację życiową, Może doświadczał nieludzkich warunków życia i mógłby powiedzieć, że mierzyć jego życie dobrem i złem, to mierzyć ziemię – piekłem. Może i on chciałby powiedzieć – to, że jestem tu, gdzie jestem pokazuje, że jestem ofiarą – największą ofiarą systemu, życia, społeczeństwa…

Ale on tego nie czyni

Baczyński przepięknie dopowiada do Ewangelii wymianę spojrzeń Jezusa i dobrego łotra –

[Jezus] I obrócił oczy na prawo –
nagle otworzył pół ziemi.
Długo patrzył jej prosto w serce,
porozkruszał zdarzeń krzemień
i odpuścił. Umierało spokojnie
po prawicy jego pół ziemi
w jednych oczach, jedną prośbą: „Przemień”.

Na to nieopisane w Ewangelii spojrzenie Jezusa, św. Łukasz przytacza jednak słowa współwiszącego łotra – słowa absolutnie niezwykłe. Karci swego kompana;

«Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież – sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił».

I zwraca się do Jezusa

«Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa».

Jezus odpowie mu:

«Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju».

Jest dziś przekonanie, że nie ma sensu, a jeszcze bardziej potrzeby oceny w kategoriach dobra i zła. Decyduje sytuacja, decyduje moje sumienie, które nie czyta dobra i zła, ale tworzy to, co słuszne bądź mniej słuszne w obliczu ciśnienia sytuacji.

Tłumaczy: jeśli coś popełniłem niesłusznie, to dlatego, że jestem ofiarą systemu, ofiarą sytuacji, ofiarą samego Boga, który nie zapobiegł moim błędom.

Powiedzmy wprost i bez ogródek – to tłumaczenie jest zamknięciem się na szansę działania ze strony Boga.

Nie odwrócił głowy na Boga,
patrzył w ziemi glinianą maskę.
Tylko ciężej oddychały krzyże
jak koląca prośba o łaskę.

Czyż nie jest wyrazem racjonalności, ale i uczciwości uznać własną winę, ale dzięki temu otworzyć się na Cud Miłosierdzia?

 

Paweł Bortkiewicz TChr
kapelan AKO